19 listopada 2017

Harvest Moon: Light of Hope

Kiedy ukazały się pierwsze informacje odnośnie dzieła Natsume na PC, wraz z nimi pojawiły się wielkie nadzieje na hit pokroju Back to Nature. Poniższa recenzja będzie często odnosiła się właśnie do tytułu z 2000 roku po pierwsze właśnie dlatego, że był tak dużym hitem, a po drugie dlatego, że jest to jedyna część w którą grałam jeszcze przed Light of Hope.

Light of Hope to po raz kolejny symulator farmy będący erpegiem z elementami ekonomicznymi. Choć wielu może nie rozumieć fenomenu gier rolniczych, to trzeba przyznać, że cieszą się one wielką popularnością. Androidowy Hay Day, bardziej realistyczny Farming Simulator od GIANTS Software czy właśnie seria Harvest Moon mają niezliczone rzesze fanów, które nie wydają się kurczyć. Ich popularności upatruję w mocno powtarzalnej, ale uzależniającej rozgrywce mającej na celu stałe rozwijanie sprzętu i okolicy. Harvest Moon ma przewagę nad podobnymi mu grami tym, że wkomponowano w niego jeszcze tło fabularne. Harowanie od świtu do nocy w polu jest nieco przyjemniejsze, jeśli wiesz, że możesz tu założyć rodzinę, lub przeżyć magiczną przygodę. Czy Light of Hope pomoże nam taką przeżyć?

Harvest Moon: Light of Hope


Niesiony przez fale

Naszego bohatera poznajemy kiedy na brzeg wyrzuca go morze. Najwyraźniej jego statek się rozbił, a on sam zdryfował do Beacon Town, miasteczka które już od dłuższego czasu nęka pustka i wyniszczenie. Przed kilku laty wyspę nawiedził ogromy sztorm, który zniszczył domy, a mieszkańców zmusił do ewakuacji. Wszystkiego dowiemy się od pierwszej napotkanej przez nas osoby – zielonowłosej Jeanne. Kiedy bohater wyzna, że chce się tu osiedlić, ta z radością sześciolatki wręczy mu konewkę, kosę i jakieś zielsko do zasadzenia i będzie życzyć powodzenia.
Harvest Moon: Light of Hope
Dyskryminacji brak. Farmerką też być można!

Wkrótce w ręce bohatera wpadnie pewna tablica, która będzie jednym z pięciu elementów, które będziemy musieli uzyskać w grze. Od Jeanne dowiemy się, że są one potrzebne, aby w miasteczku znów zapanowała radość i urodzaj. Sprawią, że latarnia morska, która od dwudziestu pokoleń należy do rodziny Jeanne, zabłyśnie tytułowym światłem nadziei i przywiedzie do miasteczka Bogini Urodzaju. Jak się okaże, nie będziemy jedynymi, którzy szukają zaginionych tablic. Odkrywać je będziemy w miarę rozwoju fabuły, nie będą to więc przypadkowe znaleziska wykopane na przykład w kopalni. Jedną z tablic będziemy musieli wyłowić z morza, którego pomost musimy najpierw odbudować, a żeby go odbudować trzeba jeszcze zdobyć pewne minerały, które dostaniemy tylko ulepszając swoje narzędzia. Wszystko więc trwa, zwłaszcza że równie ważnym i zarazem nieodłącznym zadaniem jest naprawianie domów byłych mieszkańców miasta, aby mogli do nich wrócić. Dzięki temu do Beacon Town sprowadzą się powoli wszelcy fachowcy i sprzedawcy, bez których nie ukończymy gry.
Harvest Moon: Light of Hope
Czary mary, niech stanie się... obora!


Pieniądz robi pieniądz

W zasadzie jak to zawsze z Harvest Moonie było, gra sprowadza się do pozyskiwania pieniędzy, aby móc ulepszać sprzęt, rozbudowywać dom, naprawiać budynki, kupować zwierzęta i sadzonki, które to ponownie przynoszą nam pieniądze. Uprawiamy więc pole, zbieramy po okolicy kwiaty i inne płody rolne, hodujemy kury, owce, krowy, łowimy ryby, pozyskujemy surówce w kopalni i tak całymi dniami. W zasadzie nic nowego, prócz faktu że pozyskiwanie środków odbywa się dużo prościej i szybciej niż w przypadku Back to Nature. Jest po prostu łatwiej.

Wszystko to, co najlepsze?

Twórcy chwalili się, że ich wieloletnie doświadczenie pomoże w stworzeniu Harvesta dobrego jak nigdy dotąd, który będzie miał do zaoferowania wszystkie najlepsze rozwiązania serii. Czy tak jest? Nie mogę się do końca na ten temat wypowiedzieć, jako że grałam jedynie we wspomniane Back to Nature, jednak przyrównując Light of Hope właśnie do BtN muszę przyznać, że faktycznie wprowadzono wiele rozwiązań ułatwiających i uprzyjemniających rozgrywkę. Niestety pojawiły się rozwiązania (zwłaszcza graficzne), które wywołać mogą jedynie oburzenie.

Gra pozwala nam na wybranie płci bohatera, jego imienia oraz dnia i pory roku urodzenia (nie miesiąca, gdyż czas w Harvest Moon standardowo podzielony został na cztery pory roku). Prócz tych wyraźnie odróżnialnych okresów, może nas spotkać także siedem wersji pogody, które mają konkretny wpływ na pozostawione poza zagrodami zwierzęta, a przede wszystkim na rośliny. Na zewnątrz może być więc słonecznie, deszczowo, śnieżnie, upalnie, mglisto, burzowo lub zamieciowo. Kilka z tych warunków nie pozwoli nam nawet na wyjście z domu. Z deszczu trzeba zwyczajowo się cieszyć, bo nie musimy wtedy podlewać grządek i możemy zająć się na przykład kopalnią.

Harvest Moon: Light of Hope
Zabawa w kopalni nie bawi i jest mocno monotonna, a na dodatek - w przeciwieństwie do BtN - upływa w niej czas.


Trąci smartfonem

Poruszając się po lokacjach, możemy używać suwaka, oddalającego i przybliżającego scenę. Świetna sprawa, szkoda tylko że nie możemy robić tego jakimś skrótem klawiszowym (strzałkami?), tylko sięgamy po mysz. Poza tym, widok resetuje się na domyślną odległość za każdym razem, kiedy wychodzimy z pomieszczeń. Męczy więc gracza ciągłe sięganie po mysz, zwłaszcza że poza obsługą suwaczka, jest ona w grze praktycznie zbędna. Dobrze skonfigurowana klawiatura w pełni wystarczy nam do wygodnej zabawy. Pierwotne ustawienia producentów były jednak jednak zupełną pomyłką. Co nieco poprawiono z pierwszą aktualizacją, jednak nadal obstaję przy dostosowaniu klawiszy pod siebie. W ogóle odnoszę wrażenie, że sterowanie myszą (bo generalnie też można, lecz jest to jakaś abstrakcja) zostało do gry włączone tylko po to, żeby gra wydawała się bardziej „pecetowa”. Nie mogę się także powstrzymać przed opisaniem swojego wrażenia, jakoby gra powstała stricte pod urządzenia mobilne. Pierwsza plansza opatrzona jest na przykład napisem „tap here” i w ogóle cała mechanika jest zbyt uproszczona jak na potrzeby komputera. 8 klawiszy to wszystko, czego będziemy używać.

Postęp gry zapisujemy poprzez udanie się bohaterem do snu, co jest charakterystyczne dla serii. Możemy dodatkowo zapisać stan rozgrywki w dowolnym momencie poprzez menu gry, w którym znajduje się także mapa. Szkoda tylko, że tę mapę okolicy dostaniemy po około 3 godzinach gry. Niby wcześniej nie jest jakoś szalenie potrzebna, bo do pewnego momentu wiele miejsc jest zablokowanych, ale fajnie byłoby znać wielkość świata już na początku.
Harvest Moon: Light of Hope
Mapa jest ładna i czytelna.


Bawiąc się w ziemi

Uprawiając ziemię pod rośliny po raz pierwszy, tworzyłam haczką pola 3x3 jak miałam to w zwyczaju robić w odsłonie sprzed 17 lat. Było to wówczas rozwiązanie najwygodniejsze, aby przy zbiorach móc dostać się do możliwie największej ilości warzyw. Te wysiłki z Light of Hope okazały się wkrótce niepotrzebne – w tym tytule możemy swobodnie przenikać przez zasiane grządki. To duży plus. Dodatkowo, w momencie jakichkolwiek działań na naszej działce, podświetla się nam się te pole (kwadracik), które np. zasiejemy. To także duże ułatwienie, bo już nie pomylimy się i nie podlejemy tej samej grządki dwa razy. Gra nam z resztą na to nie pozwoli. Nie musimy już jak wariat zmieniać narzędzi jedno po drugim, bo gra wie, że na nowo stworzonej grządce możemy tylko coś posiać, a jeśli jest już posiane to podlać, a jeśli jest już podlane to dać nawozu. Wszystko jest uporządkowane, więc nie wysypiemy przez przypadek nawozu na puste pole, tym samym go nie zmarnujemy. Prawy dolny róg ekranu informuje nas dodatkowo ile nasion nam zostało a także ile razy podlejemy jeszcze wodę z konewki przed jej ponownym napełnieniem. To też bardzo fajne ułatwienie.

Prócz uprawiania pola często sięgać też będziemy po siekierę oraz młotek, aby pozyskać drewno oraz kamień. Zasoby te porozsiewane są po całej mapie, jednak na naszych polach jest ich najwięcej. Piszę polach, gdyż tym razem mamy więcej niż jedno pole, a dodatkowo każde z nich ma inną glebę. Ziemia blisko gór jest na przykład bardziej sucha i niektóre rośliny będą bardziej ją lubiły, niż tę naszą zieloniutką pod domem. Dodatkowych hektarów na szczęście nie musimy dokupować. Czekają one na nas i możemy ich używać wraz z odblokowaniem danej części mapy. Jak widać miejsca na plony jest bardzo dużo. Nie przesadzę nawet, jeśli napisze nawet, że za dużo. Zwłaszcza że choćbyśmy pieczołowicie wykarczowali nasze pola to za chwile znów pojawią się na nich chwasty i odrosną drzewa a nawet… kamienie! Dziwne to, ale w zasadzie przemyślane, bo jest to niekończący się sposób na zasoby.
Harvest Moon: Light of Hope
Nie wszystkich drzew i kamieni można się od razu pozbyć.

Jeśli ktoś pamięta, do Back to Nature wymagało od nas, abyśmy wykonali danym narzędziem określoną liczbę „użyć” zanim można było je ulepszyć. Pozbyto się takiego rozwiązania. Konewkę czy inną siekierę możemy upgradować kiedy chcemy, pod warunkiem że mamy wystarczająco dużo pieniążków i metali szlachetnych.


Ulepszenia

Z nowości można jeszcze wspomnieć o możliwości zakupu nawozów oraz herbicydów, przynęty na ryby, a także o wierniejszym odwzorowaniu zachowania roślin. Chodzi o to, że już nie rośnie nam wszystko na grządkach jak pod sznurek, ale na przykład po przebudzeni możemy zobaczyć, że co któraś roślina nam zwiędła bez jakiejś konkretnej przyczyny. Możemy tylko się domyślać, że wpieprzyła je jakaś mszyca, bo wczoraj wszystko wyglądało jeszcze bardzo ładnie. Poza tym często miejsce mają wyraźne symptomy, że coś roślinie nie pasuje (np. podłoże) i najprędzej zwiędnie. Stan roślin odwzorowany jest w ikonkach pojawiających się, gdy się do niej zbliżymy. Będąc przy ikonkach - nawet zasoby fizyczne naszego bohatera są przedstawione za pomocą serduszek u góry ekranu. Każda akcja męczy go, a po wykorzystaniu serduszek mdleje i budzi się w swoim domu. Poprzedni dzień idzie na marne. Szkoda, że zapał do pracy tak szybko postaci mija i nie sposób odnowić zapasów energii np. przez znane nam z poprzednich części wylegiwanie się na trawce.
Harvest Moon: Light of Hope
Ole ole, duże pole!

Jeśli ktoś lubił krasnoludki mieszkające za kościołem w BtN, to z pewnością polubi także
duszki (Sprites of Crops), mieszkające w naszym ogródku. Będą one naszymi przewodnikami po grze. To znaczy nie pozwolą nam zgubić fabuły, przypomną co teraz należy zrobić i gdzie się udać. Jakby nie patrzeć, gra jest mocno liniowa. Po pierwsze często natkniemy się na zablokowane ścieżki i są one mało subtelnie schowane. Właściwie wcale nie są schowane. Na końcu drogi leżą zwalone kłody drzewa oraz znak zakaz wstępu. Dobrze, że nie postawiono tu jeszcze dwóch celników z bronią. Ta liniowość także przenosi się na uproszczenie gry.
Harvest Moon: Light of Hope
U panów Duszków w domku z drzewa.


Aż oczy i uszy bolą

Przechodząc do kwestii graficznej od razu przyznam, że nie zamierzam być w tej materii delikatną. Może i po jakimś czasie można się do tych wynaturzeń przyzwyczaić, ale gra jest ona po prostu nieładna. O ile tła są dość zbliżone do BtN i innych sztandarowych produkcji spod szyldu Harvest Moon, to same postaci umieszczone w świecie są jakby z innej bajki. Jest to zupełnie inny styl graficzny, są wychudzone i wyciągnięte w górę. Najgorsze są zbliżenia na twarze w momentach rozmów bohaterów. Buzie wyglądają jak balony z namalowanymi markerem oczami i ustami. Wszystko to zabiera radość i sprawia wrażenie, jakby grafika była gorsza nawet niż w BtN, mimo że dysponuje większą rozdzielczością. Sam bohater wyrażając zdziwienie ma tak wielkie oczy, jakby miał problemy z tarczycą i w ogóle od początku zaczęłam się zastanawiać, jak on tu znajdzie żonę skoro wkoło same paszkwile. Na szczęście coś się znalazło. 

Utwory na farmie i w miasteczku, a także podczas cutscenek, niezależnie od pory roku nie zapadają w ucho i nie będziecie ich później nucić. Ogólnie udźwiękowienie nie jest najgorsze, wszelkie echa czy dźwięki są poprawne (prócz świerszczy, które brzmią, jakby były zrobotyzowane), ale to właśnie muzyka jest najsłabsza. Kwestia voiceactingu zostanie z oczywistych kwestii pominięta (postaci nie mówią, jedynie czytamy ich wypowiedzi).
Harvest Moon: Light of Hope
Koleś koniecznie musi zbadać poziom TSH.


Mieszkańcy Beacon Town

Trzeba przyznać, że bardzo niewielu bohaterów jest dobrze napisanych. Początkowo, gdyby nie różne kolory włosów, nie byłabym w stanie ich rozróżnić. W Beacon Town znajdziemy wiele magii, czarodziejów i czarownic. Niektórzy przepowiedzą nam, jaka jutro będzie pogoda, a inni zdradzą jaką rzecz lubi osoba w której się zakochaliśmy. Jak to w serii HM bywa, każda osoba ma na przykład bardziej od innych ulubiony kwiat, którym szybciej zdobędziemy jej serce. Tak więc żonom/mężom standardowo zanosimy kwiatki i inne błyskotki tak, aby zdobyć u nich największą liczbę nutek (tym razem nie serduszek). Będzie tu pora na postaci i wydarzenia śmieszne jak i magiczne czy wzruszające, tym przecież charakteryzuje się Harvest Moon. Nie ma co jednak liczyć na fabularne ani nawet rozrywkowe arcydzieło.

Najbardziej boli fakt, że jako gracz czuję się mocno oszukana. Czekać tak długo na wersję pecetową i dostać produkt niczym dla tabletu i to jeszcze za sto złotych i rozczarować się… Może nie jakoś strasznie, jednak uważam, że po 20 latach tworzenia gier z serii Harvest Moon, producenci powinni się czegoś nauczyć i wydać perełkę, a nie bazować na dobrym imieniu, które marka zawdzięcza wcześniejszym odsłonom i na tym zbijać pieniądze. 

A więc czy grę warto kupić? Tylko jeśli jesteś fanem i masz do czynienia z dużo niższą ceną. A przede wszystkim w momencie gdy pomniejsze błędy zostaną wyeliminowane aktualizacjami. Zwłaszcza nie taki znów mały błąd, dotyczący spadku wydajności gry, bo optymalizacja w przypadku Light od Hope to jednym słowem żart. Gra jako całokształt może nie zasłużyła na obdarowanie przydomkiem „żart”, jednak nie wyróżnia się niczym znacznym od poprzednich części. Więc jeśli kiedyś grałeś w jakiś Harvest Moon i Ci się podobał, to może lepiej daruj sobie tegoroczny tytuł, gdyż mimo kilku udogodnień nie uświadczymy tu żadnych fenomenalnych rewolucji godnych uwagi.
Harvest Moon: Light of Hope
Wplątanie magii do gry zawsze było plusem serii.

+ kilka udogodnień mechanicznych
+ długa (ale to atrybut każdego Harvesta)
+ wzbogacona sekcja pogodowa

- nic nowego od lat
- trąci grą na urządzenia przenośne
- kiepska optymalizacja
- monotonna (to też atrybut Harvesta, ale tutaj monotonię czuć wybitnie mocno)

5/10

Data premiery: 14.11.2017